Dziś trochę mniej o naturze. Chciałbym przybliżyć nieco bliżej fotografowanie aparatem analogowym, takim na klisze.
Pierwszą styczność z aparatem na kliszę, gdzie sam robiłem zdjęcia z myślą, żeby była to ciekawa pamiątka, miałem w zeszłym roku podczas majówki, którą spędziłem z moim przyjacielem Pawłem w Serbii. Wziąłem ze sobą dwie rolki filmu kolorowego Kodak ColorPlus 200. Jest to chyba najtańsza klisza jaką można dostać, lecz czy najgorsza? Tego nie umiem powiedzieć, ponieważ przez cały rok nie zrobiłem więcej zdjęć niż te dwie rolki. Tak będąc szczerym to nawet nie wywołałem tego filmu od razu po podróży. Obie rolki czekały zamknięte w szafie prawie rok na wywołanie. I w końcu nadszedł ten czas. Idąc rano na staż oddałem obydwie rolki do małego studia fotograficznego, gdzie w przeciągu 2 godzin obie rolki były już wywołane. Wybrałem nieco tańszą opcję, bez odbitek, samo wywołanie filmów oraz skan na płytę cd. Po odebraniu nie miałem okazji zobaczyć tych zdjęć od razu. Zobaczyłem je dopiero wieczorem tego dnia. To co zobaczyłem po włożeniu płyty do komputera sprawiło, że moja szczęka niczym w bajkach z lat 90 powędrowała do samej podłogi.
Oddanie kolorów w sposób, że wszystko wydaje się jakby było zrobione z plasteliny i wystarczyło by dotknąć, żeby całość rozmazać. Bardzo widoczne jest również "ziarno", taki specyficzny rodzaj zniekształcenia obrazu. Moim zdaniem bardzo pomaga to wybrzmieć fotografii. Nadaje pewnej tekstury i charakteru. Nie jest takie neutralne tylko ciekawe w swojej niedoskonałości.
Jakość zdjęć zrobionych podstawową lustrzanką Minlota Dynax 303si, aparatem, którym zdjęcia robiła dawno temu moja mama, który należy do grupy aparatów z wymienną optyką, lecz nie można w nim własnoręcznie ustawić parametrów ekspozycji (posiada tylko kilka wersji trybów auto), moim zdaniem jest fenomenalna. Nie giną detale, różnica przy przechodzeniu oświetlonych miejsc w cienie jest łagodna i płynna, nie występuje aberracja chromatyczna (takie zielone lub fioletowe cienie na kontrastowych miejscach). W przypadku powyższego garbusa widać jak mocno nasycony jest kolor w porównaniu do otaczających go domów, które są zniszczone i brudne.
Pierwszą styczność z aparatem na kliszę, gdzie sam robiłem zdjęcia z myślą, żeby była to ciekawa pamiątka, miałem w zeszłym roku podczas majówki, którą spędziłem z moim przyjacielem Pawłem w Serbii. Wziąłem ze sobą dwie rolki filmu kolorowego Kodak ColorPlus 200. Jest to chyba najtańsza klisza jaką można dostać, lecz czy najgorsza? Tego nie umiem powiedzieć, ponieważ przez cały rok nie zrobiłem więcej zdjęć niż te dwie rolki. Tak będąc szczerym to nawet nie wywołałem tego filmu od razu po podróży. Obie rolki czekały zamknięte w szafie prawie rok na wywołanie. I w końcu nadszedł ten czas. Idąc rano na staż oddałem obydwie rolki do małego studia fotograficznego, gdzie w przeciągu 2 godzin obie rolki były już wywołane. Wybrałem nieco tańszą opcję, bez odbitek, samo wywołanie filmów oraz skan na płytę cd. Po odebraniu nie miałem okazji zobaczyć tych zdjęć od razu. Zobaczyłem je dopiero wieczorem tego dnia. To co zobaczyłem po włożeniu płyty do komputera sprawiło, że moja szczęka niczym w bajkach z lat 90 powędrowała do samej podłogi.
Niestety niektóre zdjęcia potrafią być mocno prześwietlone na niebie i mocno oświetlonych miejscach (patrz budynki na tle nieba; występuje lekka "mgła" na krawędziach). Dynamic range nie należy do najlepszych lecz to jak wygląda budka telefoniczna pozwala mi wybaczyć prześwietlone tło.
Zwykłe zdjęcie ze zwykłego, starego tramwaju gdzieś w Belgradzie.
Wszystkie zrobione przeze mnie zdjęcia napawają mnie bardzo dobrymi odczuciami. Fotografia aparatem na klisze jest czymś zupełnie innym niż fotografowanie aparatem cyfrowym. Ograniczenie ilości możliwych zdjęć do 36 na rolkę filmu sprawia, że każde zrobione zdjęcie musi być dużo bardziej przemyślane. Osobiście nie umiem dobrze odnieść tego myślenia na fotografowanie aparatem cyfrowym. Dalej jest to proces polegający na zrobieniu dużej ilości zdjęć i wybraniu tych co "wyszły". I nie chodzi tu o to że nie myślę nad tymi zdjęciami, tylko po prostu z tyłu głowy mam, że lepiej zrobić kilka zdjęć BO MOGĘ. Tutaj wiem, że nie mogę. Cały proces robienia zdjęć aparatem na klisze wymaga więcej zaangażowania, jest czymś innym. Czymś bardzo przyjemnym. Od załadowania aparatu filmem, przez robienie zdjęć, wyjmowanie rolki, zanoszenie do wywołania i na wywołaniu kończąc.
Bardzo polecam każdemu pobawić się aparatem analogowym. Nawet takim prostym, wziętym od babci czy wyciągniętym ze strychu. Nawet zakup takiego aparatu w obecnym czasie nie jest drogim wydatkiem. I dodatkowo taki sprzęt nie traci już raczej na wartości, więc nawet kupno, pobawienie się chwilę i sprzedaż może być dobrym pomysłem.
Polecam i miłej zabawy :)
Wszystkie zrobione przeze mnie zdjęcia napawają mnie bardzo dobrymi odczuciami. Fotografia aparatem na klisze jest czymś zupełnie innym niż fotografowanie aparatem cyfrowym. Ograniczenie ilości możliwych zdjęć do 36 na rolkę filmu sprawia, że każde zrobione zdjęcie musi być dużo bardziej przemyślane. Osobiście nie umiem dobrze odnieść tego myślenia na fotografowanie aparatem cyfrowym. Dalej jest to proces polegający na zrobieniu dużej ilości zdjęć i wybraniu tych co "wyszły". I nie chodzi tu o to że nie myślę nad tymi zdjęciami, tylko po prostu z tyłu głowy mam, że lepiej zrobić kilka zdjęć BO MOGĘ. Tutaj wiem, że nie mogę. Cały proces robienia zdjęć aparatem na klisze wymaga więcej zaangażowania, jest czymś innym. Czymś bardzo przyjemnym. Od załadowania aparatu filmem, przez robienie zdjęć, wyjmowanie rolki, zanoszenie do wywołania i na wywołaniu kończąc.
Bardzo polecam każdemu pobawić się aparatem analogowym. Nawet takim prostym, wziętym od babci czy wyciągniętym ze strychu. Nawet zakup takiego aparatu w obecnym czasie nie jest drogim wydatkiem. I dodatkowo taki sprzęt nie traci już raczej na wartości, więc nawet kupno, pobawienie się chwilę i sprzedaż może być dobrym pomysłem.
Polecam i miłej zabawy :)




Komentarze
Prześlij komentarz